wtorek, 28 sierpnia 2018

Mamo moja!

Miałam Wam narysować jakieś niesamowite historie z mojego życia, ale paluchy mi popuchły, więc raczej nic z tego nie będzie.

Obejrzała mi się za to w międzyczasie ,,Mamma Mia: Here We Go Again" i wygrała w moim prywatnym rankingu w kategorii najbardziej depresyjny film roku - a to dlatego, że występująca w roli babci (!) Cher ma mniej zmarszczek niż ja - a jest ode mnie z 5 dych starsza, więc jak to nie jest depresyjne, to ja nie wiem.

Poza tym film dość miły, relaksowy, chwilami głupawy, chwilami mdławo - ckliwy, ogląda się przyjemnie, ale to już nie to samo, co pierwsza część (o cóż za oryginalna opinia w przypadku sequelu dowolnego filmu...). Największe hity już wyśpiewane w poprzednim filmie, więc trzeba się było trochę powtórzyć. Towarzystwo też się zdążyło ciutek postarzeć, oprócz oczywiście wzmiankowanej wcześniej Cher - i Colina Firtha, który jest jak wino.

Z plusów absolutnie dodatnich - wszystkie sceny z grecką kapelą. Oraz akcent Hugh Skinnera - i tak, zaraz ktoś mi powie, że Colin Firth śpiewał lepiej (prawda) i że nikt, ale to nikt nie mówi z takim fancy-snobby-oh-so-upper-class-akcentem (też prawda) - no i co z tego?

Mogłabym się jeszcze ewentualnie poczepiać doboru aktorów do ról młodych bohaterów (ten koleżka jako ekwiwalent młodego Pierce'a Brosnana...), ale mimo wszystko oglądało mi się miło - jednak ludzie najbardziej lubiejo te piosenki, co je już znajo...

A jakby trafił tu jakiś akcentowy świrek, to prosz, może sobie poczytać:
https://eu.usatoday.com/story/life/movies/2018/07/25/mamma-mia-2-has-crazy-accents/823999002/

2 komentarze:

  1. Wspaniala recenzja! Moim zdaniem dla samego Colina Firtha można oglądnąć i dla jego wspaniałego "ja tu się tylko dobrze bawię" zachowania. A przyrównanie do wina nie może być bardziej trafne ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ja tu się tylko dobrze bawię" - ta rola Colina Firtha w jednym zdaniu :D

      Usuń